piątek, 28 marca 2014

Socjalizacja Storma, czyli jak to wyglądało w praktyce:)

Storma odebraliśmy z hodowli, gdy skończył 9 tygodni. Zmiana otoczenia i podróż są dla szczeniaka bardzo stresujące. Po przywiezieniu do domu Storm wszedł pod łóżko i nie chciał z pod niego wyjść, aż w końcu zasnął. Nie wyciągaliśmy go na siłę. Daliśmy mu czas na poradzenie sobie z nową sytuacją. Z każdym dniem było co raz lepiej, na trzeci dzień brykał sobie bezstresowo po całym domu. Przez 3 tygodnie nie wychodził z domu w związku z kwarantanną. Są różne teorie na ten temat czy należy trzymać szczeniaka w domu podczas kwarantanny, czy od razu socjalizować malucha na zewnątrz. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkamy w dużym mieście z ogromną ilością czworonogów, zdecydowałam, że ten okres Sztormu spędzi w domu.   




 
"Trochę już się zmęczyłem tym pozowaniem"

Czas "uziemienia" poświęciliśmy na naukę, zabawę i wspólne poznanie. Odwiedzali nas znajomi z psami, co do których mieliśmy pewność, że są zdrowe. Czasem braliśmy malucha do samochodu i jechaliśmy rewizytą. Dzięki temu Storm podczas kwarantanny nie był całkowicie odizolowany od psiego świata, a ja byłam prawie spokojna, że nie zarazi się jakimś choróbskiem. 

Znam właścicieli, którzy nie przejmują się kwarantanną i nic złego się nie dzieje.
Podczas tego wspólnie spędzonego czasu, Storm nauczył się reagować na swoje imię, siadać, na polecenie iść na swoje posłanie. I co było dla mnie priorytetową sprawą, nauczył się komendy "zostaw". Mój poprzedni pies był okropnym pochłaniaczem wszystkiego. Zjadał odpadki wyrzucane przez "dobrych" ludzi, odchody (i nie były to zwierzęce odchody- niestety), chleb dla ptaków itp. Często takie uczy kończyły się poważnymi problemami ze strony przewodu pokarmowego. Jednak najbardziej bałam się tego, że zje trutkę na gryzonie. W Krakowie przeciwnicy psów w taki sposób próbują wyeliminować znienawidzonego wroga (może nie mają świadomości tego, że przypadku udowodnienia takiego procederu grożą im surowe kary). 


A tak na marginesie. Osobiście słyszałam opinię szkoleniowca, który rozmawiał z właścicielem półrocznego psa. Opiekun skarżył się, że jego pupil zjada wszystko co spotka na swojej drodze. Instruktor skwitował to "że młode psy tak mają". Całkowicie się z tym nie zgadzam. A później co, gdy taki pies dorośnie, to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki złe nawyki znikną. "Czym skorupka za młodu nasiąknie...". Po za tym pies mógł zjadać świństwa z powodu źle dobranej diety zbyt ubogiej w składniki odżywcze i mineralne. Taki wywiad powinien przeprowadzić szkoleniowiec.


Pewnie zastanawiacie się co z nauką załatwiania się na zewnątrz podczas kwarantanny. Storm załatwiał się w domu na podkłady higieniczne. Pierwsze wyjście na zewnątrz było dla Storma wielkim przeżyciem. Wszystko bezkrytycznie mu się podobało. Ale podczas tego beztroskiego brykania i poznawania wielkiego świata nie było czasu na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Wrócił zadowolony do domu i wysiusiał się na podkład. Przy następnym wyjściu zabrałam ze sobą użyty podkład. Położyłam na trawniku i Stormek od razu zorientował się o co chodzi. Za każdym razem, gdy załatwiał się na zewnątrz był chwalony dzięki czemu bardzo szybko nauczył się załatwiania potrzeb na dworze. Jeżeli ktoś nie czytał wpisu - Socjalizacja szczeniąt -  teoria, zapraszam do zapoznania się z nim.
CDN :)


środa, 26 marca 2014

Storm - psiokrwiodawca

W poprzednią niedzielę Storm oddał krew dla swojej koleżanki Sumi. Zwlekałam z napisaniem tego postu, ponieważ chciałam mieć pewność, że z suczką wszystko w porządku. Sumi czuje się dobrze, operacja się udała, a dawka stormowej krwi bardzo się przydała. Opiekunka Sumi żartuję, że dziewczynka pomimo swoich 10 lat odzyskała wigor prawie taki sam jaki posiada Storm. Jakiś czas temu napisałam post o tym, że my psiarze powinniśmy sobie pomagać w sytuacjach, gdy zagrożone jest życie i zdrowie naszych podopiecznych. I nie chodzi mi o tworzenie jakieś ogólnodostępnej bazy krwiodawców, tylko o zwykłą "sąsiedzką" pomoc w potrzebie. Oddawanie przez Storma krwi nie było łatwym procesem. Bardzo się zestresował już samym wystawieniem na stół. Potem golenie łapek, no i igła. Całe szczęście, że był z nami mój mąż, bo gdyby nie on to Sztormek z pewnością uciekłby ze stołu. Przydało się silne ramię mężczyzny. Cała procedura trwała około 40 minut. Nasza psina zdecydowanie nie nadaje się na honorowego krwiodawcę. Jest strasznym panikarzem, wierci się, denerwuje, sapie i piszczy. Przy tej całej kakofonii dzięków "psiego nieszczęścia", mój Mąż i ja okropnie się zestresowaliśmy. A ja miałam wyrzuty sumienia, że zafundowałam mu taką przykrość. Osobiście sama wolałabym oddać krew, no ale w tym przypadku na niewiele by się ona przydała. Reasumując nie było łatwo, ale było warto.

Storm po godzinie zapomniał o całej sprawie. Trochę bałam się, że będzie miał traumę przy następnej wizycie w lecznicy weterynaryjnej. Moje obawy okazały się płonne. Jest tak jak było, czyli radości nie ma, ale szczególnego "nieszczęścia" też nie. Czy gdybym mogłabym cofnąć czas podjęłabym taką samą decyzję – z pewnością tak. Sumi nie jest dla nas anonimowym psem, ja znam ją od 10 lat, Storm od 3 lat. Cieszę się, że mogliśmy pomóc. Pewnie zastanawiacie się czy Storm był osłabiony po oddaniu krwi (250 ml – tyle się udało przy naszym panikarzu) - nawet bezpośrednio po zabiegu czuł się świetnie. Nawet żartowałam, że na nic zdało się upuszczanie krwi, na spacerze szalał jak zawsze.
Zastanawiam się czy psy, które regularnie oddają krew są do tego w jakiś sposób przygotowywane i oswajane z tym niezbyt przyjemnym zabiegiem. Słyszałam, że są czworonogi, które przychodzą kładą się i cierpliwie znoszą całą procedurę.
W Krakowie jest weterynaryjny bank krwi, jest to filia banku im. Milusia. Znajduje się w Przychodni Weterynaryjnej BAJECZNA na ul. Bajecznej 1.


Jeżeli zastanawiacie się co słychać u Chelsea. To sprawa wygląda następująco. Sunia jest już po zabiegu sterylizacji i czuje się dobrze. Znalazła też dom:).


W wielu blogach pojawiają się zdjęcia potwierdzające przyjście wiosny. I ja kierowana owczym pędem nie mogłam sobie odpuścić, żeby takiego wydarzenia nie udokumentować.




wtorek, 18 marca 2014

O Shaggym i trochę o jedzeniu

Shaggy jest nowym kolegą Storma. Ma 3,5 miesiąca. Dwa tygodnie temu został adoptowany przez moją koleżankę z krakowskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt. Początek jego życia nie był najszczęśliwszy. Do schroniska trafił jako osesek. Koleżanka, która go adoptowała zrobiła to z pełną świadomością, nie była to zachcianka, ani chwilowy kaprys. Po przywiezieniu do domu Mały był trochę smutny i onieśmielony zmianą środowiska. Ale po dwóch dniach aklimatyzacji z przestraszonego szczeniaczka wyszedł mały łobuziak. Ku wielkiej radości nowych opiekunów Shaggy zaczął brykać, biegać i rozrabiać jak na 3 miesięcznego pieska przystało. A tu nowy pstryczek w nos od losu. Okazało się, że nie można tak bezkarnie łobuzować. Ludzie wprowadzają zasady, oj "ciężkie" to życie szczeniaczka. Trzeba się uczyć różnych komend, trzeba się kąpać i pilnować na spacerze w parku no i jeszcze ten weterynarz, który to w sumie nie jest najgorszy tylko ogląda małe ciałko i czasem da coś smacznego.

" Dobra jesteś większy idę za tobą :)"
Znajoma podeszła do edukacji małego z zaangażowaniem zasługującym na pochwałę. Ode mnie w prezencie otrzymała książkę o wychowaniu (Ja albo mój pies, Victorii Stilwell – osobiście uważam, że to całkiem dobra książka, sama z niej też korzystałam). Bardzo mnie to cieszy, że koleżanka będzie miała świadomy wpływ na rozwój i wychowanie Shaggiego. Posiadanie szczeniaczka nie powinno polegać tylko wydawaniu z siebie "ochów" i "achów" – "jaki on śliczny, jak śmiesznie biega, jak mu fajnie podskakują uszka". Pracę z maluchem należy rozpocząć jak najwcześniej. Nie jest to trudne. Warto jednak kupić mądrą książkę i porozmawiać z doświadczonym psiarzem, którego pies jest w miarę dobrze wychowany.

I takie cuda znajdują się w schroniskach
Storm jest fajnym starszym kolegą, pożyczył ulubionej piłeczki

Shaggy ma fajny charakter, jest wesoły i odważny (ale bez przesady). Lubi się uczyć nowych rzeczy. Lekarz weterynarii jest przekonany, że będzie w przyszłości dużym psem. Tym bardziej musi być dobrze wychowany. Małym psom więcej się wybacza, nawet jeżeli kogoś ugryzą. Duży pies, który jest sprawcą uszkodzenia ciała człowieka, staje się napiętnowany. Oczywiście rozumiem to – większy pies, większa masa. Ale mimo wszystko irytuje mnie to, że często właściciele małych (nie młodych) czworonogów, agresywne i dominujące zachowania swoich pupilów, kwitują stwierdzeniem – robi to ze strachu. I może faktycznie tak jest, ale czyja to wina, że pies tak reaguję? A po za tym, jeżeli pies kogoś ugryzie, to pokrzywdzona osoba ma to w nosie, czy została ranna wyniku agresji lękowej, terytorialnej, łowczej czy też gończej. Trochę odeszłam od tematu, ale chodzi o to, żeby nie zaniedbywać wychowania swoich pupili niezależnie od ich wieku, wielkości, płci i posiadania rodowodu czy też jego braku. Oczywiście mając psa od szczeniaka jest łatwiej. 


Dobra, a teraz trochę o jedzeniu.
Shaggy nie za bardzo chce jeść zbilansowanej suchej karmy. Biorąc pod uwagę fakt, że prawdopodobnie będzie dużym psem, ważne jest aby zostały mu dostarczane wartości odżywcze i mineralne w odpowiednich proporcjach. Z suchą karmą jest najłatwiej. Patrzymy na tabelę umieszczoną na opakowaniu, bierzemy miarkę i ciach na miskę. Jeżeli gotujemy psu, to musimy się trochę wysilić. Dodać witaminy, sprawdzić kaloryczność posiłku. Z karmą jednak łatwiej bo zawiera wszystkie potrzebne związki do prawidłowego rozwoju i wzrostu młodego psa. Ale co wtedy kiedy ta mała "łajza" nie chce jej jeść.

Może Was to zdziwi (bo to przecież labrador ;) ale ja miałam ten sam problem ze Stormem. Zmieniałam mu karmy i smaki, a on i tak wybrzydzał. No pewnie karmę z masą ulepszaczy smakowych chętnie by spożył, ale aż tak zdesperowana nie byłam. Zaczęłam mu dodawać do karmy zaparzone zmielone mięso z indyka np. z udźca. Dokładnie mieszałam i dawałam małemu nicponiowi. No tak, karma z takim dodatkiem przestawała gryźć w zęby:). Tylko pamiętajcie, wystarczy odrobina mięsa (płaska łyżka). Karmy dla szczeniąt są wysokobiałkowe, mięso też, więc ostrożnie. Nie kupujcie gotowego zmielonego mięsa w plastikowych opakowaniach. To mięso zawiera konserwanty, sól i inne przyprawy, może też mieć przebitą datę ważności. Lepiej zmielić (sprawdzałam odmianę tego czasownika, można już używać takiej formy:)) w domu lub korzystać ze sklepu, w którym oferują mielenie zakupionego mięsa.

A na koniec super zabawa.



poniedziałek, 10 marca 2014

Dzik jest dziki, ale czy taki zły...

W niedzielę wybraliśmy się na spacer do Lasu Wolskiego. Chciałam, żeby Sztormek miał taką "węchowo-zapachową" wycieczkę. Jak już wspominałam w poprzednim poście, park zna jak "własną kieszeń". I dlatego też w weekendy będziemy organizować wycieczki w nowe tereny. W Lesie Wolskim jest ogród zoologiczny, więc nowych, ciekawych zapachów jest co niemiara. W Zoo byłam dwa tygodnie wcześniej w ramach wycieczki edukacyjnej dla dzieci. Wypad do tego miejsca jest dla mnie zawsze wielką frajdą, pomimo mojego "podeszłego wieku". Tym bardziej, że od niedawna w krakowskim przybytku zamieszkały trzy śliczne żyrafy.



Trochę zmartwiła mnie mała liczba wilków szarych, jeszcze dwa lata temu było ich około dziesięciu, a teraz są tylko dwa na oddzielnych wybiegach. A może to nawet lepiej, że jest ich tak mało, bo wilki na wolności przemierzają dziennie po 100 km, a w Zoo nawet ogromny wybieg jest dla nich małym więzieniem.
Wilk szary
Wilk grzywiasty

W naszym miejscowym zwierzyńcu nie ma też dzików, chociaż kiedyś było ich mnóstwo. Trochę nas to zmartwiło, bo chcieliśmy małolatom pokazać dzika. Dzika było nam dane zobaczyć wczoraj i to na wolności. Zboczyliśmy z uczęszczanego szlaku w las. Zobaczyłam malowniczo powalone drzewa, już maszerowałam do nich z myślą, że zrobię Stormowi śliczne zdjęcia, gdy nagle jeden z powalonych konarów zaczął się gwałtownie poruszać. "Konar" wyskoczył i na całe szczęście zaczął biec w przeciwnym kierunku. Zdążyłam krzyknąć tylko "Jezu, dzik". Ku naszemu przerażeniu Stormu podjął pościg za wielkim, dzikim zwierzem, ale szybko go zawołaliśmy, a on grzecznie wrócił. Dobry, grzeczny piesek. I wiecie co, dlatego wybaczam mu, że czasem nie słucha jak widzi znajomego psa tylko biegnie się przywitać. W sytuacji, gdy wybiega nam nagle jakieś dzikie zwierzę: zając, sarna, bażant, podejmuje pościg, ale po przywołaniu natychmiast wraca. Może czuje w moim głosie panikę pomieszaną z histerią, czy też zdaje sobie sprawę z tego, że w sumie to nie ma ochoty na spotkanie z danym zwierzęciem... Nie ważne, istotne jest to, że wraca:). A powracając do wątku dzika, to mam świadomość tego, że mieliśmy ogromne szczęście, że nie trafiliśmy na lochę z warchlakami. Bo takie spotkanie mogłoby się skończyć tragicznie, szczególnie dla mnie - najwolniej biegam z naszej trójki.


Wiem, że to trochę obrzydliwe, jednak gdy spotkacie na swojej drodze takie odchody, bądźcie ostrożni.


Nasze szczęście, Storma pech - korytko strumyka było wyschnięte :)



Jeszcze parę zdjęć z wizyty w Zoo.
Uchatka patagońska

Karmienie uchatek


Surykatka

Młody osiołek z mamą

Żółwiak chiński, jakość zdjęcia jest kiepska, ale pierwszy raz spotkałam się z tym zwierzęciem i chciałam go zaprezentować:)

Pantera śnieżna

Pozdrowienia od tygryska, jak widać bardzo mu się podobało w Zoo.

piątek, 7 marca 2014

Spacer w parku

Park dla Storma jest jak drugi dom. Z reguły jest nim dwa razy w ciągu dnia. Czasem wydaje mi się, że zna w nim każdy krzaczek i drzewo. W parku ciężko jest go przywołać, gdy zobaczy innego psa (no chyba, że zdecydowanie nie lubi danego psa – to wróci), bo prawdopodobnie jest to jego koleżanka lub kolega, no a ze znajomymi należy się przywitać. Wiecie przecież to jest główna zasada psiego savoir vivre, to nic że człowiek się piekli i woła – "przywitać się trza i tyle". Chciałam dzisiaj przedstawić psie towarzystwo z popołudniowej zmiany. Miłością Storma jest Lara (oczywiście labradorka – rasista z tego Storma) jak ją spotkamy to muszę go zapiąć na smycz, bo nie daje jej spokoju. Nie dziwię się mu, dziewczynka jest ładna, szczupła i ma podobny temperament. Storm bardzo lubi też Figę – bokserkę, świetnie razem udają, że od tygodnia nic nie jadły wymuszając smaczki na innych właścicielach czworonogów.


A teraz dochodzimy do Hery. Hera to siberian husky. Ma dziewczyna temperament. Jej ulubionym zajęciem jest polowanie na wózki dziecięce, w których są artykuły spożywcze. W zasadzie to sprawdza każdego człowieka z reklamówką, no ale z wózków łatwiej jest ukraść coś smacznego. Jak już Hera "upoluje" sobie taką zdobycz, robi selekcję - czyli serek jest fe, chlebek jest fe, owoce i warzywa to oczywiste paskudztwo, dobre są tylko szyneczka i mięsko. Nam wydaje się to zabawne, ale właścicielka Hery ma czasem dość. Chociaż i tak podchodzi do tego z dużym poczuciem humoru i po prostu reguluje należności za zdobycze Hery. Ja robiąc zdjęcia też stałam się ofiarą Hery, wyciągnęła mi z kieszeni woreczki (wiecie na co). Szybko je oddała na zasadzie wymiany: ja smaczki, ona woreczki:).

Następnym super kolegą jest Hakim – również siberian husky. Jest na prawdę rozkosznym psem. Jest bardzo łagodny, ale też ogromnie rozrywkowy. Czasem wydaje mi się, że nawet umarlaka zachęciłby do zabawy. I oczywiście razem ze Stormem są dyżurnymi "powsinogami", wszystko muszą sprawdzić i zbadać nastawienie każdego napotkanego psa bez względu na to, czy rzeczony delikwent sobie tego życzy czy też nie. 



Kana i Ikar. Ikar miał ciężkie życie, został adoptowany ze schroniska. Dawno temu był kłębkiem nerwów, na wszystko reagował agresją. A teraz dzięki cierpliwości i zaangażowaniu właścicieli stał się super pieskiem, daje się pogłaskać, a nawet czasem pobryka – oczywiście z Hakimem. Zauważyłam, że pomimo swoich małych rozmiarów czuje się odpowiedzialny za to nasze stadko. Jak mu się nie dziwić, te wszystkie rozbrykane kudłate stwory w ferworze zabawy nie widzą niczego.

Kana
 Ikar

Ikar

Charloo i Fruzia. Fruzia jest drobniutką przedstawicielką rasy Jack Russell terrier, w zasadzie żyje we własnym świecie, którego nieodzownym elementem jest badanie populacji nornic i wiewiórek w parku. Charloo (mam nadzieję, że tak się pisze) jest labradorem. Mają ze Stormem ciekawy rytuał. Gdy tylko się spotkają wymieniają się swoimi zabawkami. Jest to ciekawe zjawisko. Biegną do siebie wypuszczają zabawki z pyszczków i każdy bierze cudzą – taka wymianka. Chcieliśmy też pozdrowić pieski z porannej sesji: Batmana i Awanturę.




Hera, Hakim i Toffik