Dzisiaj post autorstwa Katarzyny Żabińskiej. Kasię poznałam na zawodach dogtrekkingowych. Ze wszystkich stron bombardują nas smutne i tragiczne historie o porzuconych i zaniedbanych czworonogach. Dlatego też, gdy Kasia zasugerowała mi, że warto opisać historię z happy endem z entuzjazmem przystałam na ten pomysł. Sara jest pieskiem z Fundacji Dar Serca dla Zwierząt. Jako szczeniak została adoptowana przez nieodpowiedzialnych ludzi i porzucona.
Zapraszam do lektury :)
A o to ta historia.
27
czerwca 2013 zamieszkała z nami Sara, miała wtedy niecały rok.
Rasy
jest szlachetnej, ba niejednej. Coś z owczarka niemieckiego, coś z huskiego :P, ot taka ślicznotka.
Jak
do nas trafiła? Szukaliśmy psa dla nas tak 1,5-2 letniego już z
określonym charakterem i podejściem do dzieci i kotów. Z setek
ogłoszeń wybraliśmy 4 i napisaliśmy do opiekunów z prośbą o
dokładniejszy opis psów. Zależało nam na dokładnych
informacjach, ponieważ chcieliśmy dobrać psa pasującego do naszej
rodziny, lubiącego dzieci i takiego, który dogada się z kocim
rezydentem.
Wśród
tych 4 psów nie było Sary. Na jej zdjęcie, a potem opis trafiliśmy
przypadkiem. W sumie nie jest to typ psa jakiego szukaliśmy, miał
być mały, taki w sam raz na kolana, tak do 13 kg, z krótką
sierścią.
Sara
ważyła ponad 20kg czyli przekraczała nasze założenia 2 razy,
sierść ma dłuższą, ogon puchaty ;), ale z drugiej strony o niej
wiedzieliśmy najwięcej, z jej opiekunką (Panią Martą Toch z
Fundacji Dar Serca) byłam w najlepszym kontakcie i najwięcej mogła
mi powiedzieć. Zdecydowaliśmy pojechać i ją poznać, sprawdzić
jaka jest duża, jak się zachowuje, jak reaguje na Jula, a Julek na
nią.
Uzgodniłam
z Panią, że damy odpowiedź kilka dni po spotkaniu, bo jeszcze
musimy poznać te inne psy i wybrać takiego, który do naszej
rodziny spasuje najlepiej.
Pojechaliśmy
i wróciliśmy z Sarą. Poznaliśmy pannę i zakochaliśmy się na
amen. Nie było ważne, że jest za duża, że kudłata, że jest 3
razy większa od Julka. Pokochaliśmy ją wszyscy. Julek piszczał z
radości, mimo że jeszcze troszkę go jej rozmiar onieśmielał.
Posiedzieliśmy i pobawiliśmy się z nią godzinę, pospacerowaliśmy
i nie mieliśmy serca jej zostawić. Podjęliśmy decyzję, że
zabieramy ją do domu. Ponieważ nie mieliśmy w domu nic dla psa,
pożyczyliśmy od opiekunki smycz i obrożę i po drodze do domu
kupiliśmy małej wyprawkę. Po kilku dniach podpisaliśmy umowę
adopcyjną i Sara stała się pełnoprawnym członkiem rodziny.
Jak
z każdym psem po przejściach z Sarą też nie było tak zupełnie
gładko. Początkowo była bardzo cicha i niepewna. Siedziała w
kącie. Na ogród wychodziła tylko z którymś z nas, bała się
sama. Na spacerach jeśli już zgodziła się wyjść poza ogród to
trzymała się bardzo blisko (nawet na smyczy).
No
i sikała pod siebie, sikała niemiłosiernie. Jak wracaliśmy ze
spaceru sikała na widok domu, jak widziała nas rano po nocy sikała
ze szczęścia, nawet jak mąż do niej zagadał to sikała (może
dlatego, że ma niski głos), sikała jak ktoś przychodził i jak
któreś z nas wracało do domu (nawet po 10 minutowym wypadzie do
spożywczaka). Oprócz tego, że sikała to niszczyła i rozwalała
rzeczy za każdym razem, gdy zostawała sama w domu (choćby na
moment). Albo zjadła mi nowe buty, albo wywlekła ze spiżarni
makaron albo sezam i rozsypała na dywanie, albo poodgryzała
zakrętki w kartonach z mlekiem ... No było tego trochę.
Na
szczęście dostaliśmy z fundacji namiary na behawiorystkę panią
Elizę, która podpowiedziała nam dlaczego Sara tak się zachowuje i
jak pomóc jej poradzić sobie w nowej sytuacji.
Teraz
Sara nie niszczy już rzeczy, a sikanie zdarza się jej sporadycznie,
na widok niektórych osób, których dawno nie widziała, ale to też
w końcu minie.
Nasz
cichy i spokojny pies przeobraził się w wulkan energii i to całkiem
głośny oraz charakterny - jak każda kobieta musi mieć ostatnie
zdanie, nawet kiedy coś nabroi i odsyłamy ją na miejsce to siedzi
i jeszcze poburkuje pod nosem.
Sara
pierwsze przeobrażenie przeszła na naszych pierwszych wspólnych
wakacjach. Była z nami cały czas i może to pozwoliło się jej
poczuć pewnie. Stała się żywa, radosna, bardziej ufna i otwarta.
Jest niesamowicie wiernym psem, bardzo kochającym, naszego syna nie
odstępuje na krok, zawsze pilnuje go na spacerach, śpi pod jego
łóżkiem. Jemu też pozwala zrobić z sobą wszystko, nawet zabrać
kość z pyska. Sara uwielbia bawić się w przeciąganie liny, ale
Julkowi zawsze popuszcza, oddaje, jest w stosunku do niego bardzo
delikatna. Jest jego ukochanym przyjacielem, to jemu pierwszemu
pozwoliła się przytulić.
Jest
już z nami prawie rok, ale nadal widać w niej cień tych przeżyć,
które ją spotkały. Ostatnio podeszła i przytuliła się do nas,
gdy czytaliśmy wspólnie książkę na dywanie – baliśmy się
ruszyć, że zaraz ucieknie tak jak zawsze, ale nie pierwszy raz
pozwoliła się objąć i przytulić nam dorosłym.
Z
dnia na dzień otwiera się coraz bardziej. Staje się też
rozpieszczonym uparciuchem, ale to akurat nasza wina, więc czeka nas
wszystkich (tak i nas i psa) tresura.
Poproszono
mnie, żebym napisała dlaczego ją kochamy. Jak powiedział mój mąż
„tego się racjonalnie wytłumaczyć nie da” ;) bo nadal ma masę
zachowań, które nas wkurzają i nad którymi musimy zapanować (na
przykład zabiera nam skarpetki i roznosi po domu, albo znosi do
łóżka swoje przysmaki i zabawki, gdy śpimy i układa nam na
poduszkach), ale ją kochamy.
Katarzyna Żabińska
Link na stronę Fundacji: Dar Serca Fundacja dla Zwierząt